poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podsumowanie roku



Koniec roku 2012. Czas na posumowania. Wyliczenie bilansu.

Ten rok zapamiętam na zawsze.

Miały miejsce wyjątkowe chwile. Choć pierwsza połowa była istną mordęgą to warto było czekać na tą drugą:)

Do największych sukcesów zdecydowanie należy zdanie matury i koniec szkolnej edukacji, której jednak doczekałam :) Ponad 13 lat!!!

Ale czas płynie.

W tym roku zaczęłam sięgać po marzenia.

Irlandia i 2 miesiące był wyjątkowe. Inne krajobrazy, mentalność ludzi i Ja 'free and young' :)


 



W październiku była długo oczekiwana Ameryka i Nowy Jork. Nadal z lekkim niedowierzaniem patrzę na zdjęcia..

Jedno z największych marzeń się spełniło!

I choć wydarzenia nie do końca potoczyły się po mojej myśli, nie żałuję i bez wahania powtórzyłabym to.




Moje grono znajomych się poszerzyło. Dzięki Au-Pair poznałam osoby tak różne ode mnie i przez to fascynujące, że nie dane byłoby mi spotkać je w Polsce. Polskie dziewczyny za granicą są wspaniałe! I choć powinno się bardziej integrować z Niemkami na przykład, to jednak z Naszymi jest większa radocha :)


Spędziłam ponad dobę w powietrzu!  I Niewiele więcej na lotniskach :)

Spałam w kilku obcych łóżkach. Za każdym razem uczyłam się obsługi prysznica :)

Poznałam smak jet- lagu i kuchni indyjskiej (pycha!).

I wiecie co?

Apetyt rośnie w miarę jedzenia! :)

Czego i WAM życzę !


 

piątek, 28 grudnia 2012

Nowy Jork cz.2

Mój drugi raz w Mieście był piękny, chociaż już byłam podenerwowana rematchem...

Pojechałam wraz z polską Au-Pair z Newtown  ( tak w mojej wsi były dwie Polki  :)) Wyjechałyśmy wcześnie by wykorzystać każdą minutę. Samochodem do stacji ( ok. 30 min) a następnie metro-pociągiem. Siedzenia były jak u nas w polskiej pierwszej klasie Gdy wysiadłyśmy wraz z tłumem, moje oczy były oczarowane. Wtedy pierwszy raz widziałam Grand Central. Cóż bajka po prostu.



Gdy wyszłyśmy na ulice Miasta byłam bardzo podekscytowana i zaczęłam piszczeć z radości i uśmiechać się jak głupia :) Na szczęście to Nowy Jork. Takie rzeczy dozwolone :)

Poszłyśmy 5 Avenue w kierunku Central Parku.

Wszędzie żółte taksówki

Apple





Central Park
\

Central Park jest wspaniały. Pachnie świeżym powietrzem i chwilami końskim gównem. Jest swojsko. Ścieżki dla biegających, chodzących oraz dla "jeżdżących" Nawet sygnalizacja świetlna tam była! :)
Nowojorczycy biegają, jeżdżą na łyżwach, spacerują. Turyści jeżdżą bryczką, rikszą bądź plątają się sami nie wiedząc gdzie. My również błądziłyśmy :)


W oddali lodowisko



Widziałam Alicję w Krainie Czarów, ciągle oblężoną przez tłumy i Andersena. Zdjęć niestety porobiłam...


Później skierowałyśmy się w stronę Times  Square.

Powoli robiło się świątecznie


Time Square





To bardzo zatłoczone miejsce. Mnóstwo turystów, duże bilbordy, kolejki na spektakle na Broadwayu.
Czerwone schody na których Alicia Keys  w teledysku śpiewała"Empire State of Building".

Poznajecie Pana? :)


To jeszcze nie koniec :) CDN

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt







Z okazji Świąt, życzę Wam:

Wszystkiego co najlepsze!

Duużo zdrowia,

Miłości,

Szerokiego uśmiechu na co dzień,

Odwagi do spełniania tych najskrytszych marzeń,

I ...

Pięknego Życia ! :)

 



piątek, 21 grudnia 2012

Nowy Jork

W końcu wzięłam się za napisanie tego posta. Koniec świata zobowiązuje :)

Nowy Jork, moje przeogromne marzenie, które się spełniło. Robiąc porządki znalazłam moją kartkę z celami na 2012, NY tam było. Więc trzeba uważać co się pisze ;)

Z autokaru


Pierwszy raz w Wielkim Mieście był z wycieczką organizowaną ze szkoły. Ku memu zdziwieniu nie było Och i Ach z mojej strony, a tylko och i ach. Miasto mnie zaskoczyło, bo spodziewałam się czegoś innego.
 Może to wina zmęczenia bądź nadmiernej ekscytacji Ameryką. Wycieczka wyglądała w ten sposób, że najpierw zostaliśmy zawiezieni na prom gdzie płynąc na drugą wyspę można ujrzeć Statuę Wolności.

Lady Liberty


Widok na Manhattan


Następnie kontynuowaliśmy podróż po NY autokarem. Fajny sposób w mieście gdzie korki to rzecz normalna. Siedzieliśmy wygodnie , za oknem Centrum Świata ,a  przewodnik opowiadał o tym co widzimy. I tak dwie godziny. Świetny pomysł!






 Później nadszedł czas wolny. Większość grupy szła na Top of the Rock. Ja niestety nie zakupiłam biletu, gdyż myślałam, że pójdę kiedy indziej. Niestety nie udało się. Kolejna rzecz w liście "To do before you die"
Zdecydowałam się pochodzić trochę po Manhattanie pooddychać nowojorskim powietrzem, popatrzeć na ludzi.



Słynny Rockefeller Center






Biblioteka




Jak wcześniej pisałam nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Oczywiście imponowały mi drapacze chmur, tysiące świateł rozświetlające owy wieczór, ale zdziwiły mnie ulice. Ich układ. Mimo, że studiowałam wcześniej mapę Miasta trudno było mi się odnaleźć. Wszędzie coś było. Bez jakiegoś centrum, gdzie wszyscy zmierzają.
Tamtego dnia chodziłam po 5th Avenue. Słuchałam wściekle trąbiących samochodów, z nowojorczykami przechodziłam na czerwonym świetle..
Była godzina 18-20, gdy widziałam tłumy młodych ludzi w garniturach z telefonem w ręku pędzących przed siebie. Do domu? Do pracy? Można tak żyć?

Wróciłam do autokaru troszkę smutna, lekko rozczarowana. A na Long Island panowała nieznośna cisza...

CD nastąpi...

wtorek, 18 grudnia 2012

Brand New Me

Szczera i wzruszająca piosenka Alicii Keys...






"And I can finally breathe"

piątek, 14 grudnia 2012

Masakra...

Po 19 od niechcenia włączyłam Fakty. Nagle słyszę słowa: strzelanina Newtown, Connectitut.  
Słowa miejscowości brzmią tak znajomo... 
Potem słyszę kolejną informację  27 osób nie żyje.
 Już ucho się nadwyręża, chce wiedzieć co, jak, dlaczego?

Prawda wreszcie do mnie dociera. Przykra prawda...

Szybko piszę do mojej rodziny, gdyż młody, wiek 7 lat chodzi do podobnej szkoły..Strach mnie oblewa, że to mógł być on. Za pół godziny odpowiedź, na szczęście to nie była jego szkoła. 

Uff

Kamień z serca. 

Ale mimo wszystko liczba tylu dzieci boli....

Dlaczego?


Chwilami nie rozumiem logiki tego świata...


niedziela, 2 grudnia 2012

"A po nocy przychodzi dzień...

A po burzy spokój.."

Wróciłam do Polski. Wszystko było ok, zadowolona , że jestem w domu. Więc co robić? 
Nagle przyszła wolność  i człowiek nie wie co zrobić. Pojawiła się szansa pójścia na język angielski na "studia". Poszłam, chodziłam dwa dni i starczy. Zupełnie nie to miejsce i czas...Jeszcze nie byłam gotowa tak intensywną naukę. Trudno. Przynajmniej mam legitymację studencką :)

Leżąc sobie wieczorem w łóżeczku, patrząc na obraz Time Square który mam powieszony na ścianie, Myślę: Czy to możliwe, że Ja tam byłam? Że siedziałam na tych czerwonych schodach? Potem do przychodzi myśl, że tak. Przypominam sobie rozmowy ludzi, głośny śmiech i hałas. A jednak. To nie był sen. To się zdarzyło naprawdę. I nagle ni stąd ni zowąd smutek. Wielki, przeraźliwy smutek. Łzy podchodzą do oczu. I chcę się zabić. Za to, że tam byłam, że tak krótko, że jestem kompletnie beznadziejna. Nie umiem żyć dalej. Taka porażka...

Trwało to nie wiem może z tydzień, może dłużej..

Wczoraj poszłam do kina. To było niezaplanowane. ATLAS CHMUR. Przepiękny film. Piękne słowa i obraz. Sam film trwa ok. 3 godzin, jednak wart jest tego czasu. Kilka wątków. Opowieści o ludziach, ich działaniach, odwadze, która ma wpływ  na Twoją przyszłość, nie tylko teraz, za Twojego życia..ale PÓŹNIEJ. Gdy urodzisz się w innym czasie i miejscu, wśród innych możliwości.

To było takie moje przebudzenie. I  teraz wiem , że nic nie dzieje się przypadkiem. Humor lepszy. No i wiara, że przecież Mogę WSZYSTKO!!!!





 " Słabi są pokarmem dla silnych, którzy obrastają w sadło"

piątek, 23 listopada 2012

Ciężki przypadek...

Zanim wezmę się do wspominania Ameryki, wspaniały cytat:


"Młodość jest potwornie ciężkim przypadkiem i chyba nie ma nikogo, kto by z tego wyszedł bez powikłań."
         A.Osiecka

poniedziałek, 19 listopada 2012

Welcome in Poland...

Jestem w Polsce. Wczoraj szczęśliwie wylądowałam. 

Powod?

Rematch

Po 4 dniach pracy, z powodu nie zrozumienia malego zdecydowalismy z rodzina isc w rematch. Wiadomo jak sie to skonczylo, Cultural Care nie znalazlo mi rodziny to musialam wrocic do Polski z podkulonym ogonem...Nawet ubezpieczenia rozszerzonego mi nie zwroca...
Najsmutniejsze jest to, ze nie bede juz miala szansy jechac do USA jako Au-Pair. Nie dostane wizy J1 ponownie. Oj boli to.

Moja przygoda skonczyla sie szybciej niz sie zaczela. Zaluje, bo mialam nadzieje ze bedzie to wyjatkowy rok. Stany sa niesamowitym krajem.

Moze kiedys jako turystka? :)
 

piątek, 9 listopada 2012

Sandy

Moj pierwszy raz w Ameryce i juz mozliwosc bycia widzem w pierwszym rzedzie:)

O huraganie dowiedzialam sie gdy przyjechalam do rodziny w piatek. Puscilam mimo uszu. Bo kto jak kto ale Ameryka musi przetrwac :)
W niedziele juz mi tak wesolo nie bylo. Naczytalam sie polskich onetow i nic tylko koniec swiata mnie czeka. Coz i tak kiedys umrzemy:)
W poniedzialek zaczelo juz porzadnie wiac. Zdazylam sie umyc, zasiedlismy do kolacji i zdazylismy zjesc chyba z polowe, gdy swiatlo zgaslo. Oczywiscie wszystko bylo zawczasu przygotowane, swieczki, latarki...
Koszmar zaczal sie nastepnego ranka ( i trwal przez kilka nastepnych dni), kiedy to nie bylo ogrzewania. Zimno jak skur...n a pracowac trzeba! W kilku swetrach, kurtce, bez przerwy pijac ciepla herbate. Popoludniami odwiedzalismy rodzine HM, bo tam byl power i cieplo na tyle ze jak wychodzilam policzki mialam czerwone :)
Jezdzilismy tez do High School na prysznic. Szczerze? Wszystko wyglada jak w filmie! Duzy budynek ( nawet smiem twierdzic, ze wiekszy niz niejedna polska uczelnia!) basen , prysznicow chyba z trzydziesci ( jak nie wiecej), obszerna szatnia. Tak do takiej szkoly moglabym chodzic :)
Okres zamarzania trwal z trzy dni.
W piatek zdecydowali, ze jedziemy do rodziny, ok godzine drogi. No luz. A tam pomijajac fakt, ze cieplutko, wygodniutko itp spotkalam polskie dziewczyny!!! One byly w wiekszym szoku niz ja :) Na zielonych kartach sa cleaning ladies. haruja jak woly ale przynajmniej buduja swoja przyszlosc. Od zera. Od fundamentow. Pozazdroscilam.
Sam dom wypasiony , of course.Dostalam sliczny pokoj z widokiem na rzeke(?) i osobista lazienke.

Tyle ze sie strasznie nudzilam! Ale w poniedzialek obwieszczono ze prad wrocil, wrocilismy i my :)



Szkody Sandy w Ct to glownie przewrocone drzewa , no i brak pradu w niektorych domach. Ktoras ich ciotka powiedziala, ze przemierzam ocean, jade do Ameryki, a tu huragan brak pradu..w domu Ci nie uwierza!
Zobaczymy :)

poniedziałek, 5 listopada 2012

America

Przybywajac tu mialam w glowie tylko jedna mysl. Legenda Nowego Jorku. Reszta Stanow niewiele mnie zajmowala. Mogkly byc, nie byc. Glownym celem bylo NY :)

Pierwsze wrazenie tuz przed ladowaniem ogromna ekstytacja. W samolocie wesolo. Lecialam z piecioma innymi dziewczynami. Po noclegu na lotnisku w Londynie ( niestety nie zdazylysmy na nastepny i zmuszone bylysmy stac i spac w kolejce po bilety) kazda byla podekstytowana TA Ameryka. Bo to tak jest gdy sie czeka na ten moment miesiacami, a czasem latami.



Nasz Boeing :)





Przewazajace chmury, ktore wygladaly jak snieg :)



To naprawde Ameryka?!?



 
Odprawe przeszlysmy o dziwo  ! :) choc ja np wygladalam jak prawdziwy potwor terrorystczny :) Pan zrobil zdjecie, pobral odcisk palca i Welcome!

Pierwszy wdech amerykanskiego powietrza i co czuje? Smrod. ( Jak pozniej sie okazalo nie wszedzie tak cuchnie ) W drodze do naszej szkoly treningowej widzialysmy wszystko w rozmiarze XXL. Domy, samochody i czasem siedzacy w nich ludzie :)

Szkola? Moze byc. Przypominalo mi to czasy kiedy to ok 10 lat temu bylam w sanatorium :)
Bialy pokoj w kazdym po 3 /4 lozka. Prysznice i toalety na korytarzu wspolne.
Pokoj dzielilam z Dunka, ktora moglaby uchodzic za Hiszpanke, piekna dziewczyna. Druga osoba byla Austriaczka ( z mojego ukochanego WIEDNIA!) pochodzenia serbskiego.





Nasza teacher byla niesamowita ( wszyscyy zostali podzieleni wg miejsca zamieszkania i z tego co wiem byly 3 klasy). Umiala zaciekawic (choc chwilami bylo nudno), rozsmieszala nas i w ogole wszystkie sie duzo sie smialysmy. A jej mezem jest Polak :) Na koniec dalam jej troche michalkow :) A niech malzonek powspomina stare czasy :))))






Moja klasa, jak w podstawowce :)


 

Nazwisko : Noga :)

Dzis  na tyle. W ciagu najblizszych dni postaram sie dodac wiecej. Obiecuje!

czwartek, 18 października 2012

Moja okolica

Korzystając z ostatnich dni, robię zdjęcia. Tak na pamiątkę.

Moja okolica, gdzie mieszkam na obrzeżach Częstochowy. Bardzo lubię chodzić tam na spacer. Spokój. Cisza. Śpiew ptaków o poranku. Magia jednym słowem.






poniedziałek, 15 października 2012

Tydzień

7 dni.
 Jeju jak czas zleciał i leci nadal...Jeszcze niedawno dopiero co zawitałam do Polski. I już wyjeżdżam. Czuję się dziwnie jakby to wszystko działo się z boku, a jestem tylko  obserwatorem. To się dzieje naprawdę. Nieprawdopodobne.
 Pamiętam, byłam jeszcze w gimnazjum gdy czytałam o Au Pair w Ameryce. Byłam podekscytowana tą możliwością, ale przysięgam, nie przypuszczałabym , że to się uda. To jest niezwykła szansa. Być  w Takim kraju. Być w moim wyśnionym NY. Czuję , że pokocham to miasto :)
 Mieszkać w Ameryce... I choć codzienność będzie inna, mam przeczucie, że mimo wszystko nie będę żałować tej decyzji. Młodość jest od tego by uczyć się życia, popełniać błędy, bawić się, cieszyć życiem ot tak po prostu :)




boomboomx3.pinger.pl

piątek, 5 października 2012

Wiza

Tak, tak już po wszystkim. Rozmowa przebiegła pomyślnie :)

Chciałam trochę napisać o całym tym procesie. Nie wiem albo już tak dawno mózgu nie używałam albo po prostu nie umiem czytać ze zrozumieniem, bo nie wiedziałam za co się wziąć :) Znaczy agencja wiadomo przysłała papierki, ale mi zależało na czasie więc mając parcie chciałam jak najszybciej i w ogóle...

Więc tak czwartek: Z rana poszłam do fotografa. Pani strzeliła fotkę, na której spojrzenie mam iście terrorystyczne :) Nawet moja mama powiedziała, że gdyby była konsulem nie dałaby wizy :)
Ale wracając do tematu. Fotkę najlepiej mieć od początku, tuż przy wypełnianiu formularza DS-160. Zrobienie tego zajęło mi niecałą godzinę, a do wykorzystania było 75 minut z tego co pamiętam. Oczywiście co chwila dzwoniłam do agencji. A to Częstochowa nie chciała wejść, czy może być Czestochowa? :) ( Może być ) A to pytanie czy chwalić się pracą jako Au-Pair w Irlandii nie mając z tego żadnych papierów? (Można) I takie tam pierdoły :) Zdziwiły mnie trochę pytania, które były w końcowej fazie formularza np. Czy jesteś terrorystą? Czy zamierzasz handlować ludźmi? Zajmować się prostytucją? Czy będziesz uczestniczyć w działaniach terrorystycznych? I takie podobne. Aż śmiałam się ciągle klikając NO, bo nawet jeśli ktoś by miał takie zamiary to by się przyznał  face to face z ekranem komputera? :)
Gdy "ciekawy zestaw pytań" się skończył, trzeba było jeszcze raz sprawdzić czy wszystko dobrze wpisaliśmy. Wtedy wysyłamy formularz i drukujemy Potwierdzenie złożenia podania ( będzie to potrzebne przed wejściem do ambasady ).
Gdy już to mamy rejestracja na kolejną stronę ustraveldoc.com/pl, aby uzyskać informacje o opłacie. Tego szczegółowo już nie pamiętam, więc chyba proste było :)
 Mając ten papier udałam się do Banku Pocztowego. Tam trafiła się niezła kobita. Chyba był to jej pierwszy dzień pracy, bo gdy powiedziałam z czym przyszłam to z przerażeniem do koleżanki powiedziała "ojeju jeszcze tego nie robiłam ". Ale kierowana przez ową koleżankę wypełniała, wpisywała, daje mi wydrukowane do podpisania patrze i co widzę? "Magdalena Magda" :) Mówię jej że źle napisała, bo na drugie mam Maria. Ona patrzy z niedowierzaniem i czyta to na głos a jej koleżanka uśmiecha się pod nosem :) Tak chwilami można się pośmiać :) Jakby błędów było mało okazało się, że zły numer potwierdzenia podała. Dopiero za trzecim razem dostałam prawidłowy. Więc gdy drugiego dnia wpisuje numer, nie działa. Wysyłam tam mamę oczywiście zły numer i podaje wreszcie prawidłowy. Więc wpisuje i mogłam się na środę umówić do Krakowa. Na 9.00 Mogłam jeszcze czwartek i piątek , ale też 9.00 więc im szybciej tym lepiej.
We wtorek dostałam telefon by przesłać skan dowodu wpłaty. Skanera nie posiadam więc zdjęcie poszło.  Przyjęli :)
No a w środę wstałam przed 4, bo o 5.10 pks. Na miejscu przed ambasadą byłam ok 8.30. Widzę tłum ludzi, za chwilę podszedł jakiś młody facet i zbierał od każdego potwierdzenie podania i paszport. Kazał pokazać tez dowód wpłaty. Dostałam numerek. I poszedł :) Ale za 5 minut woła, że osoby z żółtymi karteczkami wchodzą. No to idę :) Oczywiście trzeba było przejść przez bramkę i jakby tego brakowało Pan ochroniarz każdego "objeżdżał" wzdłuż ciała takim metalowym przyrządem. Potem szło się na górę po schodach do takiego pomieszczenia, gdzie 2 panie w okienku wyczytują nazwiska. Po ok 10 min wyczytano moje. Trzeba podać dowód wpłaty, Formularz DS2019 oraz I-901 ( jest w papierach wizowych wysłanych przez agencję). Pani podała mi broszurkę odnośnie moich praw w USA. Powiedziała by przeczytać, bo konsul może z tego zapytać. No i ostatnia czynność : odbicie prawej ręki, potem lewej i na końcu dwóch kciuków ( nie przesadzają trochę? ). Następnie pobiera się numerek i zasiada w poczekalni. Czekałam może z 4 minuty aż zobaczyłam swój numerek. Wzięłam wdech i na sąd ostateczny :) Moim konsulem okazała się być Pani Amerykanka. Zaczęła po polsku co będę tam robić, odpowiedziałam, że Au-Pair, Ona  fantastic i przeszła na angielski. Mówiła szybko ( w myślach dziękowałam, że byłam 2 miesiące w Irlandii : )). Pytała o rodzinę, opisałam dzieci zawód rodziców, gdzie bd mieszkać, spytała o prawo jazdy, tak mam  :) Bardzo mi ciążył fakt , że całą rozmowę wpatrywała się w oczy. Chcąc się skupić latałam wzrokiem w bok i modliłam się by nie miało to wpływu na decyzję :) Na koniec jeszcze powiedziała mi by przeczytać tą broszurkę. I że w Ameryce mam takie same prawa jak Amerykanie i nie wolno mi bać się prosić o pomoc w razie czego. No i oczywiście Miłego pobytu :)

No by było na tyle. Trochę się rozpisałam, ale może komuś to w czymś pomoże :)

sobota, 29 września 2012

Środa

Środa , 3 październik, Kraków.
Tak, już wszystko zrobiłam co należy została teraz tylko rozmowa z sądem ostatecznym. Wiem, wiem to pryszcz na dupie i wgl, ale mam stresa...
Do magicznej godziny 9.00 za 4 dni raczej mi nie przejdzie....

Humor poprawiam sobie tylko tym, że później , choćby nie wiem co będę cieszyć oczy widokiem krakowskich rynku i kamieniczek :)


środa, 26 września 2012

Wiza

Dziś kończę beztroskie leniuchowanie. Przede mną dużo pracy. Jutro odwiedzę lekarza, fotografa, bank, starostwo, sąd i pocztę.Będzie też wypełnianie tej całej deklaracji, na której myśl drżę.
Jeszcze nie zdecydowałam gdzie iść do konsulatu : Kraków czy Warszawa? :)


Wczoraj przeglądając moją stronę w CC, zobaczyłam mój plan lotu!!!

22 października, British Airways, godz 12.05 z Okęcia->16.00 Londyn-> 18.40 NY!!! :)

Widziałam, że leci nas kilka dziewczyn, fajnie ;)

Trzeba by się skontaktować.

Jak któraś to czyta to czekam na e-meil : madz321@o2.pl :))))

niedziela, 23 września 2012

Halo

Zawsze gdy słucham tej piosenki, czuje motyle w brzuchu.

Słyszę miłość i wdzięczność.

A teledysk.. Klasa sama w sobie.





"Everywhere I'm looking now
I'm surrounded by your embrace"

środa, 19 września 2012

Ballycotton

Ciągle myślami jestem w Irlandii. Gdy wracam z wakacji, z jakiegoś zupełnie innego miejsca od tego w którym mieszkam,  mam takie uczucie, że mnie TAM wcale nie było, że to tylko moja wyobraźnia.
Dowodami, które łamią tą tezę są zdjęcia, nowi znajomi oraz kilku przyjaciół.

Ballycotton był kompletnie niezaplanowany. Brak miejsca w autobusie zmierzającego do innego miejsca spowodował, że trzeba było zmienić trasę. Moja towarzyszka zaraz stanęła przy mapie i pokazując mi palcem mówi : 'Tu jest pięknie! Jedziemy'. Jako, że uwielbiam szybkie,  spontaniczne decyzje, zgodziłam się.
I znowu cały dzień czułam się jakbym pomyliła kraje. Słońce rozpieszczało, a widoki i uczucia zapamiętam na długo. W takich momentach chce mi się płakać ze szczęścia. Cóż chyba jestem zbyt emocjonalna :)
W Ballycotton  okazało się być nieco chłodniejszą odmianą raju :)

















Zachwycałam się niebem i słońcem rzecz jasna! :)
Nawet dziś patrząc na to zdjęcie nie mogę uwierzyć, że to Irlandia.
Zaciekawiły mnie krowy pasące się nad brzegiem oceanu. Przyznać trzeba niecodzienny widok ;)
Mam nadzieję, że mając taki widok krowy są choć trochę szczęśliwe.




Ścieżka wiodąca wzdłuż wybrzeża. Dzięki niej, a właściwie pracy zapewne kilkunastu osób mogłam doświadczyć tego piękna.

Zeszłyśmy na dół by odpocząć.

Bardzo ciekawiły mnie wyrzutki z oceanu.
Przypadkiem odkryta plaża z piaskiem :)





Gdy kończyłyśmy naszą wędrówkę słońce schowało się za chmurami :)