piątek, 21 grudnia 2012

Nowy Jork

W końcu wzięłam się za napisanie tego posta. Koniec świata zobowiązuje :)

Nowy Jork, moje przeogromne marzenie, które się spełniło. Robiąc porządki znalazłam moją kartkę z celami na 2012, NY tam było. Więc trzeba uważać co się pisze ;)

Z autokaru


Pierwszy raz w Wielkim Mieście był z wycieczką organizowaną ze szkoły. Ku memu zdziwieniu nie było Och i Ach z mojej strony, a tylko och i ach. Miasto mnie zaskoczyło, bo spodziewałam się czegoś innego.
 Może to wina zmęczenia bądź nadmiernej ekscytacji Ameryką. Wycieczka wyglądała w ten sposób, że najpierw zostaliśmy zawiezieni na prom gdzie płynąc na drugą wyspę można ujrzeć Statuę Wolności.

Lady Liberty


Widok na Manhattan


Następnie kontynuowaliśmy podróż po NY autokarem. Fajny sposób w mieście gdzie korki to rzecz normalna. Siedzieliśmy wygodnie , za oknem Centrum Świata ,a  przewodnik opowiadał o tym co widzimy. I tak dwie godziny. Świetny pomysł!






 Później nadszedł czas wolny. Większość grupy szła na Top of the Rock. Ja niestety nie zakupiłam biletu, gdyż myślałam, że pójdę kiedy indziej. Niestety nie udało się. Kolejna rzecz w liście "To do before you die"
Zdecydowałam się pochodzić trochę po Manhattanie pooddychać nowojorskim powietrzem, popatrzeć na ludzi.



Słynny Rockefeller Center






Biblioteka




Jak wcześniej pisałam nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Oczywiście imponowały mi drapacze chmur, tysiące świateł rozświetlające owy wieczór, ale zdziwiły mnie ulice. Ich układ. Mimo, że studiowałam wcześniej mapę Miasta trudno było mi się odnaleźć. Wszędzie coś było. Bez jakiegoś centrum, gdzie wszyscy zmierzają.
Tamtego dnia chodziłam po 5th Avenue. Słuchałam wściekle trąbiących samochodów, z nowojorczykami przechodziłam na czerwonym świetle..
Była godzina 18-20, gdy widziałam tłumy młodych ludzi w garniturach z telefonem w ręku pędzących przed siebie. Do domu? Do pracy? Można tak żyć?

Wróciłam do autokaru troszkę smutna, lekko rozczarowana. A na Long Island panowała nieznośna cisza...

CD nastąpi...

4 komentarze:

  1. hmm Nowy Jork znajduje się na mojej 'to do' liście,ale na szczęście niekoniecznie na 2013.. chociaż kto wie, gdzie nas życie poniesie :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie najgorsze jest myśleć o tym co się zobaczy na miejscu. Ja miałam podobnie z Berlinem. Wyobrażałam sobie go zupełnie inaczej, potem przezyłam szok ale teraz chętnie bym tam wróciła :D Najgorsze jest że skończyła mi się pomadka którą miałam wtedy ze sobą i nie mogę się przełamać, żeby wyrzucić opakowanie bo zapach cały czas mi przypomina o tym wsyztskim co tam zobaczyłam :P Niestety nigdzie nie mogę dostać takiej pomadki :(

    OdpowiedzUsuń